piątek, 10 kwietnia 2009

Losar

Jesli nie chcesz czytac nowych opowiesci od konca:
- przenies sie dopierwszego z nowych wpisow
- przenies sie do pierwszego z dzisiejszej porcji wpisow
(dla mniej zaawansowanych: potem trzeba kliknac "nowszy post" na dole)



25-26.02.2009

Dzis Losar. “Happy day”, na ktory wszyscy od dawna czekali.

Wstajemy skoro swit (czyli jak zawsze w Siabru) i z Buchungiem i Akashem ustawiamy przed domem maszt z nowiutkimi flagami modlitewnymi. Potem jemy na sniadanie wypieki, ktore byly przygotowywane przez ostatnie 2 tygodnie (ciotka ma wielgachny, conajmniej metrowej wysokosci kosz z tymi ciastkami – starczy na jeszcze wiele tygodni). Potem czas na blogoslawienstwo. Buchung, jako pan domu, rozpala kadzidlo, moczy patyczek w nimbu (domowe piwo) i trzymajac go nad kadzidlem odmawia modlitwe. Potem wciera wszystki maslo we wlosy, bierze make i wsypuje nam ja w usta oraz obsypuje ramiona. Potem obsypujemy flagi modlitwne, wykrzykujac na caly glos “Sooooo so!” (podobno nieprzetlumaczalne) oraz "Taszi Delek!" (tybetanskie powitanie). Jest to sygnal dla pozostalych mieszkancow, ze moga rozpoczynac ceremonie – nasz dom jest pierwszy w wiosce, z czego Buchung jest skrycie bardzo dumny.

Zastanawiamy sie, ile w tym wszystkim buddyzmu, a ile poganstwa. W kazdym razie jest to ostatni religijny rytual tego dnia.

*
Teraz nastepuje rytual odwiedzania sie nawzajem, jedzenia sziro i solmy, picia herbaty i rakszi oraz niekonczacych sie smiechow i rozmow.

Zuza w stroju galowym.


Ciotka i Buchung


Dolma z synkiem


Miejscowy dresik ;)


Miejscowa dzieciarnia.


I miejscowa uliczka (glowna i jedyna)

*
I znow radosc przeplata sie ze smutkiem, jak kolorowe sznurki w dlugasnych warkoczach tybetanek ;)

Dla Wujka przezycie pierwszego Losaru bez zony okazalo zadaniem ponad miare. Pije rakszi na potege. Pijanych osob napotykamy tylko kilka, ale prawie wszystkie z nich rozpaczaly z powodu braku kogos z bliskich. Dla jednej z kobiet skonczylo sie to tragicznie. Dostala wylewu i lezy w stanie krytycznym. Nimu Sambo (lama, maz Dolmy) i wiele innych osob spedzaja dlugie godziny na modlitwach przy lozku chorej.

Zuza natomiast rozdarta jest miedzy checia sprobowania jak najwiekszej ilosci losarowych smakolykow (i nie sprawienia przykrosci kucharkom ;), a zadbaniem o spokoj zoladka, ktory juz od tygodnia robi wszystko, by uprzykrzyc jej zycie.

“Sometimes happy, sometimes sad”, jak ciagle powtarza Buchung.

*
W drugi dzien Losaru urzadzamy piknik.

Umawiamy sie, ze tym razem gotujemy my i ze przygotujemy “polski obiad”. Co jest zadaniem dosc trudnym, bo w Nepalu raczej nie uswiadczy sie polskich warzyw czy przypraw. Stawiamy wiec na ryz z sosem pomidorowo-czosnkowo-cebulowym oraz ziemniaki pieczone w ognisku z sola tudziez pasta pomidorowo-czosnkowo-cebulowa...

Ziemniaki okazuja sie dla nas prawdziwym niebem w gebie, podroza w glab dziecinstwa i mistycznym kontaktem z dziedzictwem przodkow ;) Nasi goscie za to z wielkim zdziwieniem patrza, jak my mozemy jesc takie “brudne” ziemniaki... (za to w ogole nie przeszkadza im ani jedzenie brudnymi rekoma, ani jesli cos upadlo na ziemie).

Na koniec Buchung mowi, zebysmy zapytali wszystkich, czy sa zadowoleni z pikniku... Hmm... troche to dziwne tak nachalnie sie dopytywac. No ale pytamy. Wszyscy tylko na to czekali i ze smiechem odpowiedaja, ze bylo fantastycznie. Okazuje sie, ze tak samemu wyrywac sie z komplementami byloby niegrzecznie ;)


Najpierw trzeba zbudowac domek ze slomy, zeby sie mozna bylo w cieniu skryc... Zwroccie uwage na piers Akasha, na ktorej dumnie husta sie olbrzymi krzyz. Akash bowiem jest chrzescijaninem i mozna wolac na niego takze "Timode", czyli Tymoteusz.


Wzorowy podzial obowiazkow: Zuza pichci zupe, Mlody sieka czosnek, a ja zabawiam panie ;) Nawiasem mowiac, nie ma tu scislego podzialu na prace meskie i kobiece - po prostu jak jest cos do zrobienia, to bierze sie za to ten, kto akurat jest blizej albo ma czas.


Buchung, jako gospodarz, gotow byl o kazdej porze dnia i nocy podac nam herbate. Ale dzis to my jestesmy gospodarzami. Chlopak zazyczyl wiec sobie, aby teraz (zaraz!) Zuza podala mu cos do picia :) Na zdjeciu Buchung z wladcza mina czeka, az bedzie mogl ponazekac, ze herbata za malo slodka, ja probuje sie nie smiac z calej sytuacji, Akash skumac o co chodzi, a poza kadrem, cicho przeklinajac, Zuza potulnie bierze sie za robote ;)

*
Wieczorem siedzimy w mojej ulubionej kuchni, czyli u Dolmy. Dolma postanowila zrobic nam przyjemnosc i zaserwowala swoja wlasna wersje ziemniakow w mundurkach i pasty pomidorowej. Coz, jest lepsza :)

Uczymy ich grac w anse-kabanse-flore (pamietacie to z przedszkola?) – niesamowite, jaka dorosli ludzie moga miec frajde z takiej zabawy (najbardziej uchachana jest Ciotka).

Potem dowiaduje sie, ze moje imie jest dla nich za trudne i miedzy soba nazywaja mnie “Kisior”. Pytam co to znaczy. Niemilosiernie placza sie w zeznaniach (byc moze trudno sie tlumaczy pokladajac sie ze smiechu...), w koncu wychodzi na to, ze to chyba wedrowny swiety dziad-zebrak – sie im najwyrazniej przez moja brode skojarzylo :)



*
Wracamy do domu juz w nocy. Jest wiec zupelnie ciemno – swieci tylko ksiezyc i nasze latarki. Nagle widzimy na dachu, od strony okna, jakis ruch. Po chwili zeskakuje stamtad czlowiek, rozwala przy tym ogrodzenie od ogrodka i staje kolo nas.

Ewidentnie wyglada na zlodzieja, ale Buchung mowi, zeby sie nie przejmowac i isc do domu, w ogole jakby go to nie ruszylo. Nie potrafimy tego zrozumiec – wg nas trzeba cos zrobic, najlepiej przegonic go do diabla. A co robi Buchung? Zaprasza go do domu i sadza na lozku. Zupelnie nie rozumiemy o co chodzi. Moze to w ogole nie byl zlodziej?

Buchung zadaje mu kilka pytan, a potem siedzimy w ciszy... Przez pol godziny. Twarz naszego chlopaka nie wyraza zadnych uczuc, ale dlonie trzesa mu sie ze zdenerwowania. Bieze ksiazke, zeby zajac czyms rece, ale po chwili upada mu na podloge. W koncu mowi gosciowi, zeby wyszedl. Gdy zamykaja sie drzwi, pada na lozko ciezko dyszac i uspokaja sie jeszcze dlugie minuty...

A co sie stalo?

Buchung wykombinowal sobie tak: zaprosi zlodzieja do domu, zeby sie z nim zaznajomic, bo znajomych sie nie napada... Poza tym, teraz zna jego imie, widzial jego twarz, wiec w razie czego bedzie wiedzial kogo szukac.

A potem pokazuje nam blizny, ktore zostaly mu po spotkaniu ze zlodziejem rok wczesniej...

Brak komentarzy: