środa, 21 stycznia 2009

Migawki z podrozy- granica turecko-iranska

Gdy przekraczamy granice jest juz ciemno. Trafiamy na wielki parking dla tirow. Nie wiemy co robic, bo wszyscy nam mowia, ze stad wcale nie jedzie sie tam, gdzie chcemy. Szwedamy sie po tym parkingu, ale nie jestesmy w stanie zgadnac w ktora strone powinnismy sie udac. Rozkladamy wiec oboz i gotujemy ryz. Zaczyna lapac mroz.

W koncu postanawiamy pochodzic po zaparkowanych tirach, popytac czy ktos jedzie na Tabriz i wprosic sie do ktoregos z nich. Po chwili przyczepia sie do nas brodacz o oczach psychopaty, z wielka palka w reku. Cos od nas chce. Nie mija pol minuty, a maszeruje za nami juz cala zgraja podejrzanych typow. Na szczescie szybko trafiamy na fantastycznego kierowce – starszego Turka – ktory nas przygarnia. Ale typy nie daja mu spokoju i ciagle cos od niego chca. Nic nie rozumiemy i nie wiemy o co chodzi. W koncu przychodzi angielskomowiacy policjant. Upiera sie ze nie mozemy nocowac w tym tirze i musimy isc do hotelu. Wcale nam sie to nie usmiecha, wiec dyskusja trwa z kilkanascie minut. W koncu dowiaduje sie, ze jestesmy bratem i siostra. Wtedy mieknie i pozwala nam zostac. Brodacz jeszcze wraca i rzuca sie w kierunku kierowcy, ale na szczęście też daje spokoj.

Sytuacja wygladala groznie, ale caly czas mielismy swiadomosc, ze niedaleko jest posterunek i mamy wszystko pod kontrola. Tak czy siak, nie mamy pojecia o co chodzilo. I to pomimo, ze wladamy juz doskonale tureckim:) Szczegolnie jesli kierowca zna kilka slow po angielsku/niemiecku/rosyjsku, mozemy gadac jak starzy znajomi. Moj ulubiony przyklad to ten, o ktorym pisala Zuza – “A wiec zwiedzil pan juz caly swiat!”, czyli “Wy (pol/ros) visited (ang) alles (niem) harita (mapa po turecku)!”.

Spedzamy noc w ciezarowce i rano odjezdzamy na poludniowy wschod.


Z Hakanem.



Sniadanie w przygranicznym miasteczku.

Brak komentarzy: