środa, 14 stycznia 2009

Ukraina

10.01.2009

Pociąg do Przemyśla: „A wy na weekend do Zakopanego?”, „Nie do Przemyśla…”, „Uuu, to kawał Polski zwiedzicie!”…

Z Przemyśla na granicę wyruszamy ok. 18tej po godzinnym oczekiwaniu, czy aby na pewno marszrutka się zapełni i pojedzie. Na granicy z polskiego do ukraińskiego posterunku wiedzie długa alejka ogrodzona siatką/kratą, co chwile podziurawioną i porozciąganą – to miejsca, gdzie „mrówki” podają sobie papierosy i inne dobra, w razie potrzeby. Po ichniej stronie oczywiście pomyliliśmy się w papierach, zostaliśmy w tyle i załoga naszej marszrutki zniknęła przed nami… Najpierw spotkaliśmy taksówkarza, który mówi ze wszystkie busiki dawno odjechały i został tylko on. Ale niedługo jednak spotykamy busika – 50 hrywien, kierowca jest 100%-owo pewny, ze się zgodzimy „bo nic już nie jedzie”. I co? Za busikiem, dosłownie 2 metry dalej, stał drugi, za 15 hrywien :)

Ze Lwowa jedziemy do Czerniowców. Dworzec jak z XIXw, dróżnicy w mundurach jak z XIXw, nasz przedział 3-ciej klasy, tez jak z innej epoki. Przez cały wagon ciągną się leżanki ustawione w trzech piętrach – to pewnie pozostałość po radzieckim taborze, który musiał przebywać tysiące kilometrów, więc lepiej było zrobić leżanki niż siedzenia. Nasze miejsca oczywiście na końcu, zaraz przy wejściu do kibla :) Obok przy stoliku trwa uczta z chlebem i wódką z plastikowych kubeczków.

Teraz dopiero powoli, powoli zaczyna do nas dochodzić, że jedziemy w wielką podróż gdzieś na koniec świata...

Brak komentarzy: