poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Powrot do Katmandu

21-23.02.2009

Jazda autobusem do Katmandu oznacza przejechanie ok 140 km w ok 10 godzin... W srodku tak trzesie, ze postanawiam, ze to moja ostatnia podroz wewnatrz, nastepnym razem jade na dachu.

Powrot do stolicy okazuje sie jak uderzenie mlotkiem miedzy oczy. Tlok, zgielk, zagadujacy sprzedawcy na ulicach oraz niespotykana przez nas nigdzie dotad liczba bialych turystow (powoli zaczyna sie sezon) sa dla nas prawdziwym szokiem. Choc przeciez nic (poza bialymi turystami) sie przeciez od poprzedniego razu nie zmienilo. Po prostu wtedy porownywalismy miasto z Pakistanem i Indiami, a teraz z Dolina Langtang i Siabru.

*

Moze to dobru moment, by opisac ruch uliczny w Nepalu (podobnie jest zreszta w Indiach, Pakistanie i Iranie). Otoz jedynym przepisem, ktorego w miare powszechnie sie przestrzega jest ruch lewostronny (ale jesli ktos jedzie prawym pasem, po prostu wymija sie go z drugiej strony – nikt nie robi z tego powodu problemu). Przejscie na druga strone ulicy to sport juz kompletnie bez zadnych regul, liczy sie spryt i refleks - samochody nie zatrzymuja sie na widok pieszych, nawet na pasach. Gdy tak manewruje sie wsrod pedzacych aut, sytuacja wydaje sie na poczatku tak nierealna, ze ma sie wrazenie uczestnictwa w grze komputerowej (i posiadanie 3 zyc;).

Teraz jednak jestesmy juz przyzyczajeni i meczy nas jedynie nieustanny halas ulicy.

Halas jest generowany glownie przez klaksony (oraz dzwonki, trabki, wielgachne syreny wygrywajace proste melodie albo skromne “prykawki” zrobione z opakowan po szamponie). Bowiem w sytuacji, gdy nie ma regul, trzeba je negocjowac na bierzaco, za pomoca klaksonu wlasnie. Gdy to zrozumialem, przestalo mnie irytowac, ze ciagle ktos na mnie trabi (tutaj prawie nie ma chodnikow – wszyscy chodza po ulicy), traktuje to po prostu jako uprzejme poinformowanie, ze ktos ma mnie zamiar minac.

Samochody, szczegolnie ciezarowe, napisane maja na karoserii “Blow Horn”, co mozna przetlumaczyc jako “Trab ile wlezie” – wygodniej jest, jesli informuje sie o swojej obecnosci na drodze dzwiekiem, niz zeby kazdy musial ciagle patrzyc na boki i w lusterka i kontrolowac sytuacje ;)

*

Ktos mnie pyta w mailu, czy kobiety nepalskie to ladne sa... Otoz w nepalu jest tak ajk wszedzie – sa ladne i brzydkie ;) Ale gdybym musial generalizowac, to bym powiedzial tak:

W takim Iranie kobiety kusza swoimi wielkimi, czarnymi oczami, w pierwszym momencie wydaja sie niezwykle piekne, ale jesli przyjrzec sie blizej, to czesto okazuja sie kanciaste, pulchne, rozlazle i bez wyrazu. Natomiast Nepalki na pierwszy rzut oka wydaja sie bardzo niepozorne, skromne i nieciekawe, lecz jesli przyjrzec sie blizej, dostrzega sie, ze maja bardzo delikatne, subtelne rysy i, szczegolnie gdy sie usmiechna, okazuja sie po prostu sliczne.

Wole typ nepalski ;)

*

Mam straszne parcie na czekolade. Kupuje snickersa (normalna czekolada jest tu 2-3 razy drozsza niz w Polsce). Niestety okazuje sie taki, jak wszystkie “zachodnie", czy po prostu pakowane, produkty spozywcze w Nepalu – jest nedzna podrobka tego co znamy z Europy. Snickers nie smakuje jak snickers, kit-kat nie smakuje jak kit-kat, fanta smakuje jakby byla rozwodniona, a dzemy to rzadka galaretka z przerazliwa iloscia substancji slodzacych.

*

Dowiaduje sie, ze sprawy, ktore kazaly mi wracac w kwietniu moga poczekac kilka miesiecy dluzej. Niespiesznie zaczynam sie zastanawiac, co to moze zmienic w moim zyciu ;)

*

23 lutego Hinduisci obchodza Shivaratri. Czytam w internecie hinduska przypowiesc: "Guru pyta wiesniaka: Jak spedziles Shivaratri? - Gralem caly dzien i cala noc w karty - To bardzo dobrze i bardzo poboznie spedziles Shivaratri dobry czlowieku, albowiem tego dnia trzeba sie radowac i zapomniec o codziennych klopotach".

W praktyce Shivaratri oznacza masowe odwiedziny swiatyn i masowe palenie haszyszu.

Idziemy nad rzeke, gdzie na dosc duzym obszarze znajduje sie glowny kompleks swiatynny. Zuza idzie kolo poludnia z poznanymi tu Niemcami, a ja mam do nich dolaczyc pozniej, ale oczywiscie nie udaje nam sie spotkac. Moje swietowanie konczy sie po jakiejs godzinie. Mam tak dosc dzikiego tlumu, ze wracam do hotelu.

Przyklad dzialania najaranego motlochu:

W ogrodzeniu sa dwie furtki. Normalnie ludzie jedna by wchodzili, a druga wychodzili. Ale nie. W Shivaratri wszyscy wchodza i wychodza obydwoma. Jednoczesnie. Jedna fala ludzka zderza sie z druga i trwa normalna bojka – na piesci, lokcie, kopniaki. Co jakis czas interweniuja policjanci. Jak? Nie, nie staraja sie uspokoic tlumu i skierowac jednych do jednej furtki, a drugich do drugiej. Po prostu chwytaja mocniej za swoje bambusowe kije i raz brutalnie przepychaja wchodzacych, a raz wychodzacych.

*

W ogole sluzby mundurowe w Nepalu (Indiach takze) to ciekawy przypadek. Rodzajow sluzb jest od groma, a kazda ma piekny, ozdobny mundur (to odwrotnie niz w Pakistanie, gdzie najczesciej widziana przez nas oznaka policyjna byl pas z wielka klamra – dlatego nigdy nie bylo wiadomo, co to za gosc z karabinem na przeciwko ciebie...;). Zabawnie to kontrastuje z ich wyposazeniem, bowiem najczesciej go po prostu nie ma, ewentualnie maja kij bambusowy. Czasem dzierza bron dluga (krotkiej nie widzialem) – zdazaja sie kalasznikowy, albo jakies dziwne wynalazki z wielkim obrotowym magazynkiem, czesciej jednak sa to jednostrzalowe karabiny rodem z pierwszej polowy XX wieku albo zwykle strzelby mysliwskie...

*

Tego samego dnia Wojtek ma samolot powrotny. Nasluchawszy sie opowiesci o naspawanych taksowkarzach, ktorzy nie widza, gdzie jada (tzn normalnie widza, ale dzis jest Shivaratri!), jedzie na lotnisko az 5 godzin przed odlotem. Oczywiscie dojezdza normalnie. Ale potem dostajemy smsa: “Dobrze ze pojechalem wczesniej. Samolot nie byl o 17., tylko o 13...”.

A my nastepnego dnia tez wracamy. Do Siabru.

3 komentarze:

Bol-Bol pisze...

Cudowne! :)

pjokra pisze...

Dobrze, że znowu piszesz!

Wesołych Świąt!

Anna pisze...

Super !!!