środa, 14 stycznia 2009

Rumunia, Bułgaria

11.01.2009

W Czerniowcach busem na dworzec autobusowy i stamtąd marszrutką do Suczawy w Rumuni (10 dolarów!). Potem jazda autokarem do Bukaresztu, tam znowu na postój busików. Dobrze że facet zgadza się na zapłatę w dolarach, bo dookoła zero kantorów, a waluta się skończyła. Jedziemy do Giurgiu nad granicą. Jest koło 18, ciemno już od godziny i zaczyna łapać mróz…

Jedyny transport jaki został do granicy to taxa za 40 euro, więc idziemy na piechotę. Ludzie pytani o drogę na granicę pukają się w głowę (Żołnierz: „do Indii? Fuck, shit, fuck, shit!”). Idziemy, idziemy, co jakiś czas ktoś nam proponuje podwiezienie za kasę, ale za dużo chcą, zresztą jeszcze jesteśmy chojrakami i nie chcemy brać taksówek dla zasady. Łapiemy jednego stopa – z kilometr. Potem znowu piechotą wzdłuż drogi z czołówką na plecaku, żeby nas widzieli. Robimy „romantyczny” postój na moście nad Dunajem. Mgła, GIGANTYCZNY księżyc ( w radiu słyszałem, że właśnie teraz tarcza jest największa, jaką zaobserwujemy w ciągu swojego życia), ptasie mleczko (Tak! Dźwigamy to na prezent dla naszych przyszłych gospodarzy ;), pasztet i 4 maksymalnie wychudzone pieski czekające na jakiś ochłap.. W końcu po na oko niecałych 10km dochodzimy do granicy Bułgarskiej, znowu rezygnujemy z taksówki, bo chcą aż 5euro i czekamy na przystanku na autobus. Ale robi się NAPRAWDĘ zimno. Hmm, 5 euro to w sumie malutko… Niestety taksówka już pojechała… Na stacji benzynowej dowiadujemy się, że busu już nie będzie… Facet proponuje Zuzie, że zadzwoni po taksówkę. Taksówka przyjeżdża, a tu się okazuje, że przecież jedyne co mamy to 3 euro Zuzy… Na szczęście kierowca widzi, ze nie ściemniamy i podwozi nas do dworca. I dobrze, bo zamarzła nam woda w butelce.

Nie ma już pociągów do Swilengradu (przy granicy z Turcją). Bierzemy więc nocny pociąg do Dmitrogradu, który jest gdzieś po drodze (nie mamy ze sobą ani skrawka mapy Europy, ale Zuza była tu już 3 razy i się orientuje :). Mamy więc gdzie spać.

1 komentarz:

jesuisdesole pisze...

Ha ha, z tą mapą to jesteście niezłymi agentami :) Miałem kiedyś podobną sytuację w Kijowie - musiałem kupić mapę bo nie wiedziałem dokąd mam jechać żeby najłatwiej przedostać się do Rosji :) Trzymam za Was kciuki! Pozdrowienia.