poniedziałek, 23 lutego 2009

Langtang View Hotel - prawie Langtang Village

06.02.2009

Kolejny dzien wchodzenia pod gore. Wokol nas powoli znika las, wchodzimy w strefe skal i wysuszonej na zolto trawy.


Ide wzdluz murka modlitewnego - po prawej stronie jest co jakis czas wyryte "Om mani padme hum", czyli standardowa mantra. Normalnie chodzi sie po lewej stronie, wiec jestescie swiadkami malego fo pa.

Po poludniu naszym oczom ukazuje sie wioska Langtang – tym razem dojdziemy do celu, jestem z siebie bardzo zadowolony ;)

Ale zanim do niej dochodzimy, spotykamy na drodze lezacego czlowieka. Okazuje sie ze ma rozwalony nos, glowe i niezle krawawi. Opatrujemy go. Potem on siada i z metnym wzrokiem grzebie za koszula – okazuje sie ze chcial nam zaplacic za pomoc… Okazuje sie tez ze jest zwyczajnym pijakiem… Mimo to postanawiamy z Zuza odprowadzic go do domu, zeby nie zabil sie po drodze na skalach (od przechodzacej kobiety dowiadujemy sie ze jest z wioski, ktora niedawno minelismy).

Juz w trakcie drogi w dol (alez lekko idzie sie bez placaka, nawet jesli wiesza sie na Tobie pijak :) ) zapada ciemnosc, wiec zatrzymujemy sie w najblizszym domku.

Wlasciciel najpierw chce od nas pieniedzy za rozbicie namiotu, potem pozwala zrobic to za darmo. I chociaz zamawiamy tylko herbate, traktuje nas tak samo milo, jak Szweda i Austryjaczke (dalej zwani “Szwedami”), ktorzy takze sie tu zatrzymali i zostawiaja kupe pieniedzy – nie zawsze sie to zdarza.

Guest house (po naszemu to by bylo gospodarstwo agroturystyczne???) jest typowy dla Langtangu. Jeden domek przeznaczony na pokoje goscinne (w ktorych mieszcza sie dwa lozka i nic poza tym) oraz drugi domek – jednoizbowy z czescia kuchenna i jadalna, w ktorej mieszkaja gospodarze i w ktorej wieczorami przesiaduja goscie (bo jest cieplo – domek goscinny nie ma pieca). Domki sa kamienne (goscinny wykonczony od srodka deskami) – tylko tego budulca w gorach nie brakuje.

Wieczor spedzamy wiec wszyscy w domu gospodarzy. Gotujemy obiad na piecu, w towarzystwie umorusanych dzieci bawiacych sie jakimis kolkami i kobiecie dziergajacej czapke na szydelku.

Aha – dodam, ze jestesmy na 3300m, ponad dwa razy wyzej niz bylem kiedykolwiek wczesniej :)

1 komentarz:

Wojtek pisze...

Ja Ci to zdjęcie obróciłem w Photoshopie;) mogę zamienić