niedziela, 22 lutego 2009

Filippas i Selda(21.01.2009)

Autobus zatrzymuje sie na kolejny postoj. Otwieram oczy "Nie, nie chce mi sie wysiadac", zapadam znowu w sen. "Zuza, to juz Sziraz!" - glos Michala dochodzi jakby z zakmarkow innego swiata.

Z wysilkiem podnosze ciezkie powieki. Rzeczywiscie, duzy ruch dookola i za chwile nie ma w autobusie nikogo poza nami.

Na zewnatrz ciemno, musi byc jakas 5-6 rano. Wchodzimy do poczekalni. 50 par oczu zwraca sie ku nam i tak zostaje wlasciwie do momentu, kiedy opuszczamy budynek dwie godziny pozniej. Chyba znow jestesmy jedynymi turystami.

Okazuje sie to jednak nieprawda. Za rogiem przy stoliku dostrzegamy dwie postacie z dlugimi dredami. Sa chyba tak samo zaskoczeni nasza obecnoscia jak my ich, bo kiedy przechodze obok, patrza na mnie wielkimi oczami.
Po chwili rozmowy okazuje sie, ze podobnie jak my przyjechali z Esfahanu i czekaja do switu. Zabieramy wiec bagaze i wspolnie wybieramy sie na poszukiwanie jakiegos taniego hotelu.

Sziraz wita nas drobnym wiosennym deszczem. Starajac sie ignorowac przekrzykujacych sie taksowkarzy "Mister! Taxi!", kierujemy sie w strone oddalonego o pol godziny centrum miasta pieszo.
Miasto powoli budzi sie do zycia, na pustym bazarze otwieraja sie kolejne stragany. Bladzac waskimi kretymi uliczkami miedzy budynkami w piaskowym kolorze, probujemy odnalezc hotel opisany w straszej wersji przewodnika Lonely Planet (dlaczego nie ma go w nowej - niedlugo sie dowiemy).
Kiedy w koncu udaje nam sie tam dotrzec, okazuje sie, ze hotel, z cichym zielonym ogrodem wewnatrz, zamkniety jest dla ruchu turystycznego i moga w nim przebywac wylacznie zolnierze i policjanci. Selda (nasza wspoltowarzyszka spotkana na dworcu) dogaduje sie z jednym z nich po turecku i dzieki temu juz za chwile jestesmy przez niego prowadzeni do innego hotelu, do ktorego wejscie, opisane jedynie w farsi, ukryte jest miedzy dwoma straganami na ruchliwej uliczce.

Kiedy docieramy do hotelu, Filippas wyjmuje swoja setar (iranska trzystrunowa "gitara"), ktora kupil w Esfahanie i zaczyna grac. Po chwili dolacza sie Selda ze skrzypcami i swoim niesamowitym glosem.

Selda i Filippas sa muzykami. Ona z Turcji, on z Grecji. Poznali sie w Turcji, kiedy Filippas podrozowal tam, grajac na roznych instrumentach strunowych. Zarabiali przez kilka miesiecy, grajac na ulicach Istambulu, aby potem wspolnie wyruszyc w podroz na Wschod.
Spedzamy z nimi czas, wloczac sie po miescie i po wzgorzach Persepolis, wieczorami zas palac fajke wodna (nasz dumny zakup esfahanski) i sluchajac ich muzyki. Kiedy zaczynaja grac i spewac, bardzo dbaja, aby okno i drzwi byly zamkniete. Kobietom w Iranie nie wolno spiewac (ewentualnie tylko jako glosy tla), grozi za to wiezienie.
Naszego ostatniego wspolnego wieczoru urzadzaja prawdziwy koncert - na obu instrumentach, oboje spiewaja. Na szczescie recepcjonista jest przyjaznie nastawiony, bo sam gra na jakichs instrumentach. Puszcza nam nagrania swojej muzyki z komorki.

Brak komentarzy: