poniedziałek, 23 lutego 2009

Autostarada trans-nepalska

30.01.2009

Nepalski autobus to prawdziwa szkola przetrwania. Na dziurach podskakujemy w gore nie o centymetry, a o decymetry – Zuza co jakis czas wali glowa w polke na bagaze (siedzi od okna). A zeby dotrzec do Kathmandu mamy do przejechania prawie caly kraj.

Nasza butelka z woda stacza sie po polce, na ktoryms z wybojow przebija sie o jakas wystajaca srube i zalewa siedzacych kilka miejsc przed name Nepalczykow – cale szczescie ze tylko sie smieja. A gdyby widzieli pozniej moje desperackie proby precyzyjnego przelania reszty wody do ocalalej butelki, to chyba umarliby ze smiechu ;)

Po drodze mijamy rozne wioski i miasteczka, w tym takze takie skladajace sie z drewnianych chatynko-szalasow o 2-3 scianach i dachcach ze slomy… ale tutaj bieda wyglada inaczej niz w Pakistanie. Tam ludzie siedzieli na dworzu i gapili sie gdzies, nic nie robiac. Tutaj ludzie albo kszataja sie wokol domow albo pracuja na poletkach. No ale to sa spostrzezenia czlowieka ukrytego za szyba pociagu/autobusu – co wiec taki czlowiek moze naprawde wiedzec?..


Na jednym z przystankow

Brak komentarzy: