poniedziałek, 2 lutego 2009

Pakistan - Twarz druga

25.01.2009

Druga twarz Pakistanu to pociag z Quetty do Lahore, bieda z nedza widziana z jego okien oraz niezliczona ilosc najbardziej namolnych “friendow” swiata...

Udalo nam sie zdazyc na poranny pociag do Lahore. Prawie dostalismy znizke studencka, ale… Zeby ja dostac, trzeba isc z karta Euro 26 do specjalnego urzedu, wypelnic druczek, dostac zaswiadczenie, i z tym zaswiadczeniem isc do okienka. Samo pokazanie karty w okienku to za malo. No a ze jest niedziela, to urzad zamkniety.

Siedzenia dostajemy oczywiscie w “sieni” wagonu przy kiblu i mocno nieszczelnych drzwiach. A rano i w nocy jest naprawde zimno – wyciagamy spiwory.

W ciagu dnia siedzimy sobie w otwartych drzwiach i podziwiamy widoki. Nagle pociag zatrzymuje sie w jakiejsc wiosce. Momentalnie zbiera sie doslownie kilkadziesiat osob i gapia sie na nas. Czujemy sie jak w zoo.


Po kilku godzinach postoju, o zachodzie slonca, tlumek zaczal sie rozchodzic...


Zebrzace dzieci...


“Friendsi”… Czasem tylko pytaja skad jestemy i dokad jedziemy… Czasem chca pocwiczyc angielski (I am so excited! To pierwszy raz kiedy rozmawiam po angielsku z cudzoziemcem!)… Czasem nie wiadomo co chca, bo nawijaja po swojemu… Czasem chca sie zaprzyjaznic i nie chca przestac gadac prze godzine, potem staja obok, gapia sie i za jakis czas znowu zaczynaja gadac… Czasem tylko przychodza, staja metr od Ciebie i gapia sie – 10min. 20min, 30 min… Jestesmy anielsko cierpliwi, bo rozumiemy dlaczego tak robia. Problem polega na tym, ze nie maja zadnego szacunku dla prywatniosci, nie zwazaja na to ze jestesmy zmeczeni, spiacy, ze akurat jemy. Szczytem wszystkiego byl gosc, ktory obudzil nas tylko po to by powiedziec ze sprzedaje herbate…

Probuje wykorzystac ich praktycznie i wypytac o rozne ciekawostki dotyczace Pakistanu. Niestety ich angielski pozwala tylko na rozmowy typu skad jestemy, gdzie jedziemy, jaka jest pogoda w Polsce i czy podoba sie nam Pakistan. Wzrusza mnie jeden zolniez, ktory przyssal sie do nas najmocniej. W pewnym momencie prosi Zuze – Prosze, daj mi jakas rade - ???? – Powiedz cokolwiek, o zyciu, daj mi jakas rade… Nie wiem czego biedak sie spodziewal… W kazdym razie rade dostal :


Tu siedzimy sobie w tych drzwiach - jak widac nawet we wspolne zdjecie musza sie wcinac :)


Kolo nas rozsiadla sie na ziemi 3-osobowa rodzinka. Sa wyjatkowi, bo nic od nas nie chca :) Siedza w tym zimnie na ziemi, w sandalach, cienkich ubraniach. Zuza daje kobiecie jeden ze swoich polarow. ja gotuje im wode na kawe (sokista kaze mi wylaczyc kuchenke, gotuje wiec wode w kiblu, trzymajac jedna reka kuchenke, druga siebie, a noga drzwi – trzesie jak cholera ;) ), potem oni czestuja nas ciastkami, pokazujemy im zdjecia z wyprawy. Przez cala podroz zamienilismy moze kilka slow, ale w jakis dziwny sposob bardzo sie zaprzyjaznilismy. Wieczorem przed ich wyjsciem robimy sobie zdjecie – kobieta zdejmuje zakrycie z twarzy, co poczytujemy sobie za wielka oznake przyjazni i szacunku…

Brak komentarzy: