poniedziałek, 23 lutego 2009

W drodze do doliny Langtang

03.02.2009

Dzis wyruszamy. Do doliny Langtang – na polnoc od Kathmandu, w poblizu granicy z Tybetem. To bedzie moj pierwszy trekking w gorach z plecakiem… (Zuza z Wojtkiem zjedli juz na gorach zeby i teraz beda dochodzic do dziasel).

Zbieramy sie dosyc dlugo i po przybyciu na miejsce odjazdu autobusu (nie ma dworca, zatrzymuja sie po prostu przy ulicy) okazuje sie, ze wszystkie bezposrednie juz odjechaly… Ale nie ma co sie martwic, to po prostu poczatek nowej przygody.

Wsiadamy w autobus do Trisuli, ktora znajduje sie mniej wiecej w polowie drogi. Potem przesiadamy sie i jedziemy do kolejnej miejscowosci – tym razem… na dachu. Samo w sobie jest to fajnym doswiadczeniem, a w dodatku jedziemy przez najpiekniejszy krajobraz, jaki w zyciu widzialem (gory Iranu sie nie umywaja). Oczywiscie nie musze dodawac, ze trasa biegnie waziutka droga na skraju kilkusetmetrowych przepasci :)

Nastepna przesiadka. Znow na dachu, ale tym razem z 20 innymi osobami… Siedze tylko polowa siedzenia na skraju drabinki biegnacej wzdluz dachu, a w dodatku za burte wypycha mnie co chwile albo plecak Wojtka albo plecy Zuzy, takze przez cala jazde musze miec wszystkie miesnie napiete zeby nie wypasc… Wojtek najpierw walczy, zeby utrzymac zwisajacy na zewnatrz plecak, a potem z wlasna noga zgieta na osiem czesci. Zuza ma nie wiele lepiej. Przejechalismy kilkanascie km (z predkoscia rzadko przekraczajaca 10 km/h), ale mam absolutnie dosyc :)


Jeden z przystankow. Po pozach tych dzieci wnosze, ze ogladaja te same kreskowki, co dzieci w Europie ;)

Idziemy kawalek za wioske i rozbijamy namiot w lesie na stoku gory, pod stupa (oltarz buddyjski). Miejsce na nocleg jedyne w swoim rodzaju.

Brak komentarzy: