poniedziałek, 2 lutego 2009

Pakistan - Twarz pierwsza

24.01.2009

Po przekroczeniu granicy trafiamy w totalnie inny swiat. Totalnie. Wokol pustynia (zaczela sie wczesniej, ale z okien taksowki wyglada to zupelnie inaczej) – prawdziwa kamienista pystynia, wiatr, wszedobylski pyl, glosni mezczyzni w sandalach zakutani w chusty (w calym przygranicznym Taftanie nie zobaczylismy na ulicy ani jednej kobiety), niektorzy ot tak po prostu z karabinami na plecach, niskie budynki stojace w absolutnym chaosie…

Jemy obiad w “zajezdzie”, ktory 100 lat temu wygladal pewnie prawie tak samo (lacznie z “kierownikiem”) i kupujemy bilet na autobus (tzn dostajemy – zaplacic mamy dopier w autobusie) i mamy kilka godzin przed soba. Postanawiamy wiec isc na pobliski parking tirow i zlapac stopa.

Kierowcy wygladaja i zachowuja sie, jakby dopiero wczoraj przesiedli sie z wielbladow za kierownice. Jeden z nich gwaltownie zabrania nam jechac z pewnymi typami, potem tlumaczy, ze oni pala haszysz i nie mozna im ufac. Mowi zebysmy jechali za godzine z nim, ale czujemy ze kreci (moze chce w ten sposob powstrzymac nas od zabierania sie z podejrzanymi typami). Ale mysl o autostopie w tym miejscu ma dla nas jakas magnetyczna moc... Kiedy prawie wsiadamy do innego tira, przychodzi zolniez, wygania facetow i prowadzi nas do celnikow. Ci mowia to samo, co ten poprzedni kierowca… I w koncu wsiadamy do autobusu.


Przyznaje sie - wyglad pakistanskich ciezarowek byl moja glowna motywacja, zeby zlapac stopa w tym miejscu. ;)




Zdjecia Zu robione przez okna autobusu.

Brak komentarzy: